niedziela, 19 lutego 2012

Miś Misia Miesiem pogania

Piotr ma swoiste zamiłowanie, przekręcania, wymyślania i co gorsza ;) wprowadzania w życie nowych słów i tak mamy: bluzejdę, miesia i wiele innych. Zosia się irytuje i go poprawia "Tato nie Mieś tylko Miś". Misiów i Miesiów tłum zawitał do naszego domu. Wykonanie, pomysł i całokształt pracy Tata i Zosia, która pomagała kolorować. Panienka zadziwia nas swoją spostrzegawczością ... Piotr posklejał misie i wziął się do kolorowania, Zosia myk na kolana, cap za myszkę i do pracy, aż tu nagle "Tato ale te dwa misie są takie same tak być nie może" zanim znaleźliśmy dwa takie same misie upłynęła dłuższa chwila, trzeba było poprawić i już.


 Różowe Misie


 


Misiowa kolorowanka




środa, 15 lutego 2012

Uliczka

Ponownie domkowo, ale mniej kolorowo.  Tym razem w bardziej moich kolorach, trochę brązów, trochę fioletów, czyli tak jak lubię. A na dokładkę latawiec...temat zdecydowanie do rozwinięcia latem i to bynajmniej nie na papierze, a w plenerze. Nasze dotychczasowe próby puszczania latawców kończyły się fiaskiem. Nad morzem zgubiliśmy kawałek latawca, który był niezbędny. Przy CNK po prostu latawiec made by Tata nie latał...może w tym roku się uda.


piątek, 10 lutego 2012

Łąka

Na górze róże, na dole fiołki...

Kocham kwiaty! Mam to szczęście, że kocha je także Piotr i choć jak wiadomo im dalej w las tym ciemniej, zdarzają się okazje, kiedy jestem kwiatami dosłownie zasypywana.
Doskonale nadaje się do niskobudżetowego zasypywania ukochanej giełda kwiatowa w Broniszach lub targ kwiatowy na ulicy Grójeckiej.
Choć ostatnio mimochodem wspomniałam, że sezon na tulipany się zaczął, odzewu brak. Pocieszam się wiec sama i sama się zasypuję kolorową pachnącą łąką.



czwartek, 9 lutego 2012

Drzewo

Kolorowa i wiosenna ilustacja

Po raz kolejny...temat mnie wciągnął i mam pomysły na kolejne. To drzewo obsiadło ptactwo, jest też kot, wiewiórka i zegar z kukułką. Choć pogoda ostatnio coraz lepsza i zima zrobiła się dość przyjemna czekam, aż zapuka do drzwi WIOSNA. Nie wiem czy będę miała szansę skorzystać z niej tak jak z poprzednich, czy będziemy z dziewczynkami kilka razy w tygodniu w Zoo i Parku Skaryszewskim. Te ukochane miejsca już zawsze będą mi się kojarzyły z ich dzieciństwem. A w tym roku Park Skaryszewski zyska nowe lepsze oblicze, mam nadzieję że MOLO otworzy swoją letnią kawiarenkę, a ja będę miała czas na spacery, pyszną kawę i ciastko w Misiance. Co też mi po głowie chodzi...a miałam szukać pracy...

piątek, 3 lutego 2012

Kolorowy domek

Ostatnio chyba wyczerpałam limit wypowiedzi ;) Dzisiaj będzie bez wywodów i głębokich treści. Po prostu kolejny kolorowy domek.

środa, 1 lutego 2012

Tort urodzinowy

Będzie sentymentalnie i osobiście...a to wszystko przez Tort.

Hani urodziny były już bardzo dawno wszak jest panienką sylwestrową, jednak przez ciągłe choroby jak nie jednej to drugiej świętowanie tej uroczystość przeciągnęło się, aż do ostatniej soboty. Hania świeczkę dmuchała co najmniej 4 razy i całkiem nieźle sobie z tym radziła. Nie wiem kiedy czas nam upłynął, nie wiem kiedy ona tak urosła, ale tego nie wiedzą i nie rozumieją wszyscy rodzice. 

Staram się, bo lubię i tak robiła moja Mama torty i ciasta piec sama. Mama mnie tego nauczyła i tutaj właśnie zacznie się ta sentymentalno - osobista część. 
Kiedy dziewczynek nie było jeszcze na świecie zawsze chciałam mieć choć jedną, bo przecież będziemy się tak kochać jak ja kochałam moją Mamę, która odeszła...w tym roku minie już 10 lat...Jednak kiedy okazało się, że jestem w ciąży bardzo chciałam Stasia. Chłopiec wydawał mi się prostszy w "obsłudze" i raczej prawdopodobieństwo zamiłowania do róziu byłoby znikome. Ale padło na Zosię i wtedy przypomniałam sobie powód dla którego tak bardzo chciałam mieć córkę...Chciałam móc stworzyć z nią taką relację jak z moją Mamą. Przede wszystkim jednak najważniejsze było pieczenie ciasta, a konkretnie biszkoptu. Jeszcze w naszym mieszkaniu w bloku, z żółtymi jak słońce szafkami kuchennymi zaczęła się moja przygoda z kucharzeniem. Ile miałam lat nie wiem, pewnie tyle co Zosia...Mama zawsze lubiła gotować i przede wszystkim piec, a ja pomagałam ile mogłam. Co najważniejsze Mama pozwala mi na to, zawsze chciała mojej pomocy i zawsze dawała duży kredyt zaufania i samodzielności. 
Moje najwspanialsze wspomnienie sprowadza się do stopnia zaawansowania w pracach kuchennych mierzonego ubijaniem białek na biszkopt ;) Dziwne? 
Kiedy zaczynałam pomagać mogłam trzymać mikser, który ubijał białka, Mama kończyła resztę. Z czasem Mama rozbijała mi jajka i pozwalała oddzielić białko od żółtka, cóż to była za odpowiedzialność, przecież trochę żółtka w białku i wszystko na nic ;) Kolejny stopień wtajemniczenia pozwalał jajko stuknięte przez Mamę, rozdzielić i oddzielić białko od żółtka, ostatni obejmował wszystkie czynności około jajeczne plus całe ciasto. Nie wiem kiedy zaczęłam torty robić sama. Fakt, że przez kilka lat z rzędu był to jeden i ten sam ananasowo - kokosowy, chyba nikomu nie przeszkadzał...Pamiętacie go? Ja pamiętam kręcenie kremu w brązowej makutrze, na krześle, na którym lepiej było usiąść przodem do oparcia i tam między nogami, a oparciem ustawić miskę z masłem i kręcić, kręcić, kręcić... 

Historia z jajkami przypomniała mi się kiedy piekłam biszkopt na Hankowy tort, a Zosia mi nie chciała pomagać;) Tort wyszedł pyszny moim skromnym zdaniem i na pewno kiedyś powtórzę taką kombinację czekolady, pomarańczy i śmietankowego kremu mniam, a wyglądał tak.



Zosia oczywiście od kiedy zaczęła karierę przedszkolaka i ma kuleżanki mówi " Mój ulubiony kolor to różowy" Proponuje "Pojedźmy do malarza i przemalujmy samochód na różowo" 
Cóż przeszkadza mi to mniej niż myślałam, a dzieci w tym kolorze wyglądają wyjątkowo urodziwie, więc ja też lubię róziowy ;) już tylko szafa Zosi jeszcze się broni...